the anthropocene index

climate

menu>

Przyroda jako dobro wspólne. Rozmowa z Cecylią Malik.

2015-12-25

Aleksandra Jach: Chciałabym z Tobą porozmawiać o antropocenie, który jest związany z problemem kryzysu ekologicznego i jego konsekwencjami. Wydaje mi się, że w Polsce skala ludzkiego wpływu na środowisko nie jest wystarczająco obecna w publicznej debacie. Problemy związane ze środowiskiem przedstawiane są w polskich mediach jako wyizolowane wobec kontekstu społecznego, politycznego, ekonomicznego. Bardzo często podkreślana jest dychotomia pomiędzy interesami grup społecznych, które mają prawo do konsumowania różnych dóbr, albo nie mogą sobie pozwolić finansowo na zmianę pewnych praktyk (np. palenie śmieciami w piecu), a interesami tzw. "przyrody". Te ostatnie rozumiane są jako wartość biologiczna (unikalność konkretnego ekosystemu), która jednocześnie wydaje się wielu osobom, czymś abstrakcyjnym. 

Równolegle, pojawiają się inicjatywy, które są intuicyjnym, afektywnym komentarzem odnośnie tego, że jednak środowisko, które współtworzymy, jest czymś więcej niż wartościowym w kategoriach kapitalistycznych interesem. To także "dobro wspólne", o które chcą walczyć. Czym dla Ciebie jest działanie na rzecz środowiska, albo myślenie ekologiczne? Czy używasz tych pojęć, kiedy mówisz o swojej praktyce?

 

Cecylia Malik: Czasami podpisuję się jako aktywistka i ekolożka, ale nie lubię tych określeń. Aktywistka to dla mnie działaczka społeczna, a ekolog – miłośnik Gorców czy Tatr. Nie lubię ekologii rozumianej jako styl życia i modę, bo sprawy natury są bardzo poważne.
Przykładowo, ostatnio ponownie powrócił pomysł na to, by polskie rzeki były drogami. Wprawdzie to nic nowego, bo już w latach 60. były plany, by z Wisły zrobić drogę dla węgla. Niemniej jednak trzeba pamiętać, że dostosowanie jej do tych celów, wymaga tak naprawdę dewastacji ctego specyficznego ekosystemu. Myślenie ekologiczne to dla mnie świadomość czym na przykład jest rzeka Wisła. Jak bardzo jest unikatowa, nawet w skali Europy. Głównie z tego powodu, że w PRL-u nie mieliśmy pieniędzy, by ją zmodernizować. Dzięki temu uchowała się przepiękna, meandrująca rzeka z łachami, a w stolicy, nad Wisłą mamy dziką plażę. To jest absolutny skarb, nasze dziedzictwo, które jest niesamowitą wartością.
Myślenie ekologiczne to dla mnie także obrona wartości i nietrwonienie majątku publicznego. Tak jak w przypadku naszej walki o Zakrzówek. Miejsce to jest niesamowicie cenne i wartościowe z wielu powodów. Przede wszystkim egzystencjalnych – czyste powietrze i woda to podstawowe rzeczy bez, których nie możemy żyć, ale także estetycznych – bardzo ważne jest dla mnie piękno natury. Polska nie jest wyjątkowo pięknym krajem, w sensie rozmaitości krajobrazu, więc jeżeli zdarzają się tu i ówdzie takie miejsca, powinniśmy się o nie troszczyć jak o skarb.
 


Aleksandra Jach: Dlaczego ludzie mieliby się troszczyć o zachowanie rozmaitości krajobrazu?

 

Cecylia Malik: Przecież każda bajka zaczyna się opisem krajobrazu! Podobnie z filmami – masz szeroki plan, który pokazuje ci, gdzie ma miejsce akcja i często pojawia się tutaj jakiś piękny krajobraz. Do życia potrzebujemy nie tylko czystego powietrza i wody, ale także możliwości mieszkania w pięknym miejscu. Ja jestem lokalną patriotką. Pamiętam nasze spacery z rodzicami po Krakowie. Zazwyczaj spacerowaliśmy szeroką aleją pod kopiec Kościuszki. Z jednej strony było widać góry, a w ładną pogodę nawet Tatry. Z drugiej, można było oglądać dolinki podkrakowskie. Strużka rzeki ciągnęła się wśród nich jak wstążeczka.
Kraków zaprojektowano z myślą o widokach. Kiedy Witold Cęckiewicz przygotowywał projekt hotelu Cracovia, brał pod uwagę plany miejskie z 1900 roku, w których oś Błoni przedłużona ulicą Piłsudskiego, tworzyła efekt "wcinania się" zielonego klinu do centrum miasta. Nowe koncepcje związane z przebudową Cracovii w ogóle nie respektują tej jednej z głównych osi widokowych miasta. Widok stał się rzeczą, którą można sobie kupić. Naprzeciwko klasztoru Norbertanek, w parku Dębnickim nad Wisłą, gdzie jest ujście rzeki Rudawy powstają nowe bloczki, które nie tylko psują najlepszy widok w mieście, ale przede wszystkim zawłaszczają coś, co było wcześniej wspólne. Dla mnie to są bardzo ważne rzeczy. Uważam, że czyste powietrze i woda, prawo dla życia dla wszystkich stworzeń, ale także piękno przyrody, które wyraża się w krajobrazie to podstawowe wartości.

 

Aleksandra Jach: Czy myślisz, że ludzie zmieniają się w jakiś pozytywny sposób poprzez kontakt z pięknem, które nie jest kontrolowane przez człowieka?


Cecylia Malik: Moim zdaniem ludzie tego potrzebują do życia. Mieszkam teraz w najbardziej zielonej dzielnicy Krakowa – Salwatorze i dzięki temu mam naprawdę szczęśliwe życie. Codziennie, kiedy jadę rowerem Błoniami lub idę na spacer z psem pod Kopiec, albo do pracowni na Zabłocie wzdłuż Wisły, doświadczam tego w jaki sposób pogoda zmienia te krajobrazy. Widzę przepiękną wodę, łabędzie. Towarzyszy mi mój biały wilk, który zazwyczaj pędzi wzdłuż drogi. Zachodzi słońce albo wschodzi księżyc i jest to cudowne uczycie.
Dla mnie ważne jest to, że mieszkasz w takim punkcie miasta, z którego możesz się łatwo wydostać. Uważam, że największą wartością Warszawy jest Wisła, bo tam wychodzisz na otwartą przestrzeń, nie jesteś uwięziona. Masz naturalne plaże i lasy w samym centrum miasta. Latem w Krakowie robi się potworny tłok nad Wisłą albo na Błoniach. Władze miasta twierdzą, że kupią mały fragment wokół Zakrzówka i tam założą park. To jednak stanowczo za mało dla takiego miasta. Większość parków w Krakowie założono jakieś 100 lat temu. Wtedy też wykupiono duży obszar leśny – Lasek Wolski. Zaprojektowano zieleń na wzgórzu św. Bronisławy, Błonia, park Jordana, park Bednarskiego. Od tamtego czasu nasze miasto powiększyło się dwadzieścia razy i nie powstała żadna nowa przestrzeń, w której ludzie mogą odpoczywać. Wielu ludzi potrzebuje spokojnego, szczęśliwego życia, którego elementem jest wyjście do lasu po ciężkim dniu pracy, możliwość czucia ziemi bezpośrednio pod stopami, doświadczania zmiany pór roku, kwitnienia drzew, pojawiania się kasztanów. To są podstawowe potrzeby człowieka, które potwierdza wiele badań, które mówią o tym, że mieszkanie koło terenów zielonych poprawia jakość życia.

Aleksandra Jach: Także jestem przekonana, że ludzie potrzebują przyrody, nawet jeżeli sobie tego nie uświadamiają. To widać podczas weekendów, albo ciepłych dni, kiedy masowo poszukujemy tych "skrawków zieleni".  Wiele osób zadowala się parkami miejskimi, nie potrzebuje doświadczenia bycia w środowisku, które jest w mniejszym stopniu kontrolowane przez człowieka. Homo sapiens, czyli "gatunek najmniejszej troski" w miastach czuje się jak "ryba w wodzie".

 

Cecylia Malik: Wiesz co Ola, to są takie trudne sprawy. Bardzo zawłaszczyliśmy tą ziemię. Strasznie dużo jest ludzi, znacznie więcej nas jest niż innych gatunków. Wiesz co się dzieje teraz w Indonezji?

 

Aleksandra Jach: Tak, tak, jasne.

 

Cecylia Malik: To straszna katastrofa ekologiczna. Słuchaj, miasta są potrzebne. Trudno byłoby je usunąć, ale musimy pamiętać, że jest dużo ludzi na ziemi i trzeba ratować co się da, co zostało.

 

Aleksandra Jach: Czyli konserwować pozostałości tego, co uważamy za "dzikie" i minimalistycznie podchodzić do naszych potrzeb?

 

Cecylia Malik: Nie, to znaczy zrozumieć nasze prawdziwe potrzeby. Ja teraz mam dużo kontaktu z takimi politykami w Krakowie i zaczynam rozumieć pewne rzeczy. Na przykład spór o Zakrzówek jest bardzo ciekawy. W zasadzie to jest spór o wartości. Kiedy zaczynałam działać na rzecz Zakrzówka, byłam naiwną dziewczynką, która pojawiła się na spotkaniu aktywistów, mieszkańców oraz osób zainteresowanych tematem i powiedziała: „Hej, tu jest cudownie, przecież to jest klejnot, mamy skarb. Halo, wy tego nie widzicie? To jest najwspanialsza rzecz, którą mamy w Krakowie. Musimy ratować Zakrzówek. Ja się nie zgadzam na te bloki”. Wierzyłam, że to się uda. No i co? No i w sumie dużo się udało zrobić – wyrwaliśmy trójkąt na łące niedaleko Zakrzówka. Osiedle, które miało być na całej łące, teraz będzie podzielone na dwa rzędy bloków, a w środku zielony pas.
Jeden z lokalnych polityków powiedział nam, że nie walczył o Polskę, w której nie ma poszanowania dla własności prywatnej. Skoro inwestor sobie kupił najładniejszy zielony fragment miasta i jezioro to może robic tam co zechce. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że spór o Zakrzówek przypomina inne spory, na przykład ten o uchodźców. To jest tak naprawdę sprawa światopoglądowa. Spór o to czym jest miasto; firmą, która ma generować zyski czy wspólnotą, której członkowie mają być szczęśliwi. To jest debata o wielu innych, powiązanych kwestiach jak np. czy na weekend musimy wyjeżdżać z miasta zatłoczonymi drogami do zatłoczonych drogich kurortów czy możemy mieć za darmo wakacje w mieście – nad zalewem, na plaży nad rzeką i parku podmiejskim.

 

Aleksandra Jach: Jak się czujesz jako artystka w środowisku ekologów i aktywistów? Jesteś osobą, która ma dużą wiedzę na tematy przyrodnicze, ale nie chcesz przecież porzucać sztuki. Jak oni Cię traktują? Kim dla nich jesteś?

 

Cecylia Malik: Traktują mnie poważnie. Akcje, które robiłam z Justyną Koeke, z Towarzystwem na Rzecz Ochrony Przyrody, z Klubem Gaja czy z Niedzielnymi podejmują ważne problemy ekologiczne, ale są barwnymi happeningami. "Warkocze Białki" były protestem przeciwko regulacji rzeki Białki, przygotowanym we współpracy z biolożką Moniką Kotulak z Klubu Przyrodników, Pawłem Augustynkiem z przyjaciół Raby i Dunajca i prof. Romanem Żurkiem z PAN-u. Akcję zainicjowałam ja, ale zaplecze do przygotowania protestu dała nam instytucja kultury - Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki. Dyrektor Galerii wynajął autobus, którym pojechaliśmy na protest, który miał formę instalacji land-artowej i performansu. "Warkocze Białki" miały także swoją krakowską odsłonę jako interaktywna instalacja na wieży ratuszowej.
Sztuka ma wartość sama w sobie - tworzy obrazy. Mnie bardzo zależy na tym, żeby były one piękne, ale także symboliczne i wielowarstwowe i dające możliwość wielu interpretacji.  Sztuka może być też prostym komunikatem, np. dotyczącym tego, że nie zgadzamy się na przekopywanie rzeki Białki. Obraz ma szybszy i mocniejszy zasięg niż tekst pisany, a więc twórcy są bardzo potrzebni aktywistom i ekologom, którzy apelują o najważniejsze wartości. Opowiem ci jak to może działać na przykładzie współpracy z profesorem Krzysztofem Skórą, ichtiologiem z Instytutu Oceanografii Uniwerystetu Gdańskiego. Profesor od lat prowadzi różne inicjatywy dotyczące rewitalizacji plaż na półwyspie Helskim. Dzięki niemu powstał szpital dla fok, które powoli odradzają się nad Bałtykiem. Byłam u prof. Skóry kilka razy na zaproszenie Klubu Gaja z okazji Święta Ryby. W roku 2015 profesor chciał, żebym namalowała mu ryby na drewnie. Siedzę więc i maluję, Prof. Skóra podchodzi do mnie i mówi: „No, bardzo ładnie, ale tutaj troszeczkę więcej zielonego”. Przyszło mi do głowy wtedy, że fajnie by było, gdyby studenci na ASP mieli takie korekty. Profesor Skóra oowiedział mi kiedyś tak: wiesz Cecylia, naukowcy dostają duże granty z Ministerstwa Ochrony Środowiska i powiedzmy, że udaje im się udowodnić, że jakiś gatunek ryb ginie, ponieważ w wodzie jest za dużo azotu. Mają przeanalizowane przyczyny i skutki. Przygotowują także zalecenia dotyczące tego, co można byłoby zmienić. Instytut pracuje nad takim projektem przez 5 lat. Następnie raport z tych badań trafia do Ministerstwa Ochrony Środowiska i co robi minister? Minister bierze książkę i sprawdza ile razy został wymieniony w podziękowaniach, a temat nie dociera do świadomości publicznej.
Albo inaczej, prof. Roman Żurek dostał nagrodę Ministra Ochrony Środowiska za raport po powodzi w 1997 roku.  Wykazał tam, że rzeki nieuregulowane nie wpłynęły na skutki powodzi, bardziej niż te regulowane. Udowodnił, że regulowanie rzek się nie opłaca zarówno pod względem ściśle ekonomicznym, jak i w kontekście zachowania różnorodności biologicznej. Te analizy nie trafiły do szerszego grona, pozostając wiedzą krążącą w środowiskach eksperckich. Naukowcy, których znam rozumieją, że dzięki kulturze można coś opowiedzieć prostszym językiem i zostać zauważonym. Dla nich „Warkocze Białki” czy akcje „Klubu Gaja” to łącznik ze społeczeństwem.

 

Aleksandra Jach: Ale ty nie tylko malujesz i rysujesz dla naukowców, ale też inicjujesz spotkania z politykami i prowokujesz wymianę wiedzy między środowiskami.

 

Cecylia Malik: Na tym mi przede wszystkim zależy. Tworzeniu agory. Organizowaniu wydarzeń, na których spotykają się grupy, które mają różne interesy i zaczynają ze sobą rozmawiać. Bezpośrednio, nie przez media.
Wiesz jakie to było wspaniałe nad Białką, kiedy górale rozmawiali z profesorem Romanem Żurkiem, który im mówił: „A przeprowadziłby się pan na drugą stronę rzeki, gdyby dostał pan 400 tysięcy?”. Góral mówi, że tak. „To byłoby dużo tańsze niż robienie tego wału na Białce”. Ważna jest możliwość bezpośredniej konfrontacji. Inną platformą komunikacji są media, które są tak samo przeciwko mnie, jak za mną. Wszyscy mają równe szanse. Media chcą mieć sensację albo dobry artykuł.
Mam dużo pokory. Nie jestem ekspertką w wielu sprawach, dlatego działam wspólnie z osobami, które są świetnie zorientowane. Nasze akcje w Krakowie to sposób na udzielanie głosu osobom, które są bardzo mądre i mają wielką wiedzę, ale ich głos jest niesłyszalny. Przy okazji Białki pojawił się tekst, który zaczynał się w sposób tendencyjny, hasłami typu: „awantura wokół Białki, pojechali sobie mieszczuchy i robią aferę”. Jednocześnie gazeta opublikowała profesjonalny komentarz profesora Romana Żurka.
Jesteśmy "brakującym ogniwem". Mamy świadomość, że emocjonalne zaangażowanie poprzez obrazy, to ma znaczenie w przekazywaniu informacji i wartości. Przykładowo, kiedy mówimy o Zakrzówku pokazujemy rewelacyjne zdjęcia Kamili Buturli i zapraszamy ekspertów ze Stowarzyszenia Zielony Zakrzowek. W ten sposób możemy przekazać odpowiednią wiedzę mediom, społeczeństwu i władzy. Tak widzę rolę aktywistów i ruchów miejskich edukują cych władzę. Parę lat działania ruchów miejskich w Krakowie, zmieniło znacznie język decydentów i ich podejście do spraw transportu i przestrzeni miejskiej.
Za chwilę siadam do naszej kolejnej batalii. Władze chcą wybudować kolejną obwodnicę, która zaprojektowana została w latach 60-tych. To ma być sześciopasmówka, przechodząca przez tunel pod wzgórzem św. Bronisławy, a następnie sam środek lasu łęgowego nad Wisłę obok Mostu Zwierzynieckiego i Zakrzówka. Nikt nie mówi o tym, że ta trasa będzie przecinać Bielańsko-Tyniecki Park Krajobrazowy. Jakieś sto lat temu założono, że do zachodniej strony do Krakowa wjeżdża się albo wpływa przez bramę widokową złożoną z dwóch pasm wzgórz, gdzie po jednej stronie na górze jest Opactwo Benedyktynów w Tyńcu i podgórki tynieckie, a bliżej miasta Skałki Pana Twardowskiego i Krzemionki, a z drugiej strony jest Klasztor Kamedułów i Lasek Wolski. Potem krajobraz ten jest przedłużony lasem łęgowym, czyli puchatą dżunglą srebrnych wierzb z rzekami. To najcenniejsze przyrodniczo i krajobrazowo obszary w Krakowie. Obecnie Krakowianie jeżdżą sobie do Tyńca wzdłuż Wisły, wokół Skałek Twardowskiego albo wzdłuż lasu łęgowego. Trasa ta kończy się na autostradzie i nie ma już dalej drogi. Teraz władze chcą dodatkowo rozwalić to w połowie sześciopasmówką. To zamach na moje królestwo (śmiech) – wzgórze św. Bronisławy, kopiec Kościuszki, las łęgowy i dalej Zakrzówek – i nie zgadzam na to. Więc za chwilę muszę pomóc aktywistom chcącym oprotestować plany budowy tej trasy i dopisać kilka punktów związanych z krajobrazem do pisma z uwagami dotyczącymi planowanej Trasy Pychowickiej. Aktywiści świetnie opracowali negatywne skutki budowy takiej trasy samochodowej. Co to za ludzie? Społecznicy różnych branż, mieszkańcy z okolicy, którzy opracowują taką złożoną analizę dając później miastu gotowca. My to wszystko robimy społecznie, ale tak naprawdę bez takich interwencji, to tylko zakopać się w grobie. Albo coś robisz, albo musisz uciec z tego kraju. Tylko nie wiem gdzie.

 

Aleksandra Jach.: Gdyby tacy ludzie jak ty zaczęli uciekać, to byłoby straszne.

 

Cecylia Malik: Czasem robię wykłady dla dzieci czy młodzieży. Opowiadam im o Krakowskim Alarmie Smogowym jako działaniu patriotycznym. Historia tej inicjatywy wygląda tak: były sobie trzy mamy, które miały małe dzieci. Nagle zaczęły dostawać komunikaty, że dzieci nie mogą wyjść na spacer w przedszkolu, bo powietrze jest zanieczyszczone. One się zorganizowały i stworzyły Krakowski Alarm Smogowy, który był początkowo fanpagem, ale okazało się, że tyle ludzi przejmuje się problemem zanieczyszczonego powietrza, że nagle zrobiła się z tego prawdziwa inicjatywa obywatelska. Znajomy człowiek, który pracuje w firmie reklamowej za darmo udostępnił billboardy, a inny grafik za darmo zrobił wielkie twarze z maskami. Władze miasta zobaczyły, że obok miejskich kampani promującym turystykę, nagle zaczynają się pojawiać w Krakowie reklamy z głowami w maseczkach i hasła „Kraków szkodzi”. Krakowski Alarm Smogowy jest coraz lepiej zorganizowany i ma o wiele większy wpływ na politykę miejską. Pamiętaj, że zaczęło się od wkurzenia trzech mam, których dzieci nie mogły wychodzić na spacer w przedszkolu. Masz więc różne scenariusze do wyboru. Możesz powiedzieć, że musisz się wyprowadzić z Krakowa, bo życie tam po prostu może szkodzić twojemu dziecku, albo zacząć działać.

 

Aleksandra Jach: Super historia i ważna inicjatywa.

 

Cecylia Malik: Mam ten komfort, że często podejmuję się akcji, które są skazane na przegraną i wiem, że będą miały bardzo małe zainteresowanie. Ale dlatego właśnie, że jestem artystką i mam ten komfort, że nie muszę się z tego utrzymywać. Dzięki temu nie muszę dbać o to czy mam popularne i wygodne poglądy. Nie muszę kalkulować głosów wyborczych. Uważam, że sztuka powinna zadawać ważne pytania i być wrażliwa na rzeczywistość.

 

październik 2015

Rozmowa powstała dzięki stypendium twórczemu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

 

Cecylia Malik - malarka, performerka, kuratorka, edukatorka i aktywistka. Jest autorką wielu wystaw i projektów artystycznych. Do najważniejszych z nich zaliczyć można: Ikonostas Miasto, Koncert u Pana Żula (Galeria Zderzak Kraków), „365 Drzew” i „6 Rzek”. Wspkólnie z Justynką Koeke zrealizowakła projekty: „Ulica Smolekńsk 22/8”, i „Modraszek Kolektyw” (akcja w obronie krakowskiego parku krajobrazowego Zakrzówek, która zjednoczyła bardzo wiele krakowskich środowisk, zyskała medialny rozgłos i znacząco wpłynęła na decyzje miasta w sprawie ochrony terenów zielonych).
Za realizację projektu „365 Drzew” otrzymała tytuł Kulturystki roku 2010, przyznawany przez Instruktorów Radiowego Domu Kultury Programu 3 Polskiego Radia. Owocem nagrodzonego projektu jest publikacja, pod tym samym tytułem, wydana w 2011 roku przez fundaję Bęc Zmiana, w formie książki–albumu. Jest laureatką nagrody publiczności Kulturalne Odloty 2010 przyznawanej przez krakowską Gazetę Wyborczą - w kategorii artysta roku. Brała udział w Biennale fotografii w Poznaniu oraz w 11 Biennale Sztuki Współczesnej Dialogues w Petersburgu. 2012 stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Za http://www.cecyliamalik.pl/.

top