Aleksandra Jach: Can you tell me what were the very beginnings of the Center for Land Use Interpretation (CLUI)? What was the first spark which led to the idea of starting an institution devoted to American landscape?
Matthew Coolidge: The Center was established after a long process of experimentation and research conducted independently and in different ways by the founders of the institution. These included exploring modes of “institutionality,” archives, collection, publishing, incorporation, art, and environment. Things mounted, built up, and amassed, then, as you say, some spark occurred to set it off. For me, personally, that spark came in the form of a kind of epiphany. I was spending a lot of time in Southern Nevada, amid ghost towns, open pit mines, casino resorts, bombing ranges, secret test sites, and piles of atomic waste. I felt like I was in an anode of American civilization, and I experienced a kind of flip in internal polarity. It seemed, all of a sudden, that the culture of the nation could be expressed through the contemporary archeology of the ground.
Aleksandra Jach: Chciałabym z Tobą porozmawiać o antropocenie, który jest związany z problemem kryzysu ekologicznego i jego konsekwencjami. Wydaje mi się, że w Polsce skala ludzkiego wpływu na środowisko nie jest wystarczająco obecna w publicznej debacie. Problemy związane ze środowiskiem przedstawiane są w polskich mediach jako wyizolowane wobec kontekstu społecznego, politycznego, ekonomicznego. Bardzo często podkreślana jest dychotomia pomiędzy interesami grup społecznych, które mają prawo do konsumowania różnych dóbr, albo nie mogą sobie pozwolić finansowo na zmianę pewnych praktyk (np. palenie śmieciami w piecu), a interesami tzw. "przyrody". Te ostatnie rozumiane są jako wartość biologiczna (unikalność konkretnego ekosystemu), która jednocześnie wydaje się wielu osobom, czymś abstrakcyjnym.
Równolegle, pojawiają się inicjatywy, które są intuicyjnym, afektywnym komentarzem odnośnie tego, że jednak środowisko, które współtworzymy, jest czymś więcej niż wartościowym w kategoriach kapitalistycznych interesem. To także "dobro wspólne", o które chcą walczyć. Czym dla Ciebie jest działanie na rzecz środowiska, albo myślenie ekologiczne? Czy używasz tych pojęć, kiedy mówisz o swojej praktyce?
Cecylia Malik: Czasami podpisuję się jako aktywistka i ekolożka, ale nie lubię tych określeń. Aktywistka to dla mnie działaczka społeczna, a ekolog – miłośnik Gorców czy Tatr. Nie lubię ekologii rozumianej jako styl życia i modę, bo sprawy natury są bardzo poważne.
Przykładowo, ostatnio ponownie powrócił pomysł na to, by polskie rzeki były drogami. Wprawdzie to nic nowego, bo już w latach 60. były plany, by z Wisły zrobić drogę dla węgla. Niemniej jednak trzeba pamiętać, że dostosowanie jej do tych celów, wymaga tak naprawdę dewastacji ctego specyficznego ekosystemu. Myślenie ekologiczne to dla mnie świadomość czym na przykład jest rzeka Wisła. Jak bardzo jest unikatowa, nawet w skali Europy. Głównie z tego powodu, że w PRL-u nie mieliśmy pieniędzy, by ją zmodernizować. Dzięki temu uchowała się przepiękna, meandrująca rzeka z łachami, a w stolicy, nad Wisłą mamy dziką plażę. To jest absolutny skarb, nasze dziedzictwo, które jest niesamowitą wartością.
Myślenie ekologiczne to dla mnie także obrona wartości i nietrwonienie majątku publicznego. Tak jak w przypadku naszej walki o Zakrzówek. Miejsce to jest niesamowicie cenne i wartościowe z wielu powodów. Przede wszystkim egzystencjalnych – czyste powietrze i woda to podstawowe rzeczy bez, których nie możemy żyć, ale także estetycznych – bardzo ważne jest dla mnie piękno natury. Polska nie jest wyjątkowo pięknym krajem, w sensie rozmaitości krajobrazu, więc jeżeli zdarzają się tu i ówdzie takie miejsca, powinniśmy się o nie troszczyć jak o skarb.